Najnowsze komentarze
zjadacz bułek do: Rozczarowanie...
Zgadzam się z Tobą. Typowy cross...
A dlaczego miałem odnosić się bez ...
zjadacz bułek do: Rozczarowanie...
Drogi Ruff Rider, miło mi, że odni...
Drogi "Zjadaczu Bułek" :) Refleksj...
zjadacz bułek do: Rozczarowanie...
Taka refleksja poboczna. Często be...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

25.10.2012 00:49

To nadal działa...

Kolejny archiwalny mototekst. Tym razem z 15 listopada 2010 :)

Do czego służy motocykl?

Na to pytanie można odpowiedzieć w sposób prosty i oczywisty a w dodatku odpowiedzi mogłoby być co najmniej kilka, może nawet tyle ilu motocyklistów. Do dojazdów do pracy. Do podróży. Do przyjemnego spędzania wolnego czasu. Niektórzy pewnie powiedzą, że do "przedłużania"... ego. I pewnie do tego też często służy - patrząc na ogólny pęd do kupowania sportowych "lytrów", które nie są ani wygodne, ani tanie, ani ekonomiczne... Szczególnie do jazdy po mieście i okolicach, gdyż niewielu ich właścicieli trafia nimi na jakikolwiek tor. Ale "powożąc" takim urządzeniem jest się większym kozakiem bo przecież to takie mocne, szybkie i niebezpieczne. Wystarczy na takim czymś dotoczyć się  pod knajpkę, zaparkować zdjąć kask i przeczesać ręką lśniące od żelu włosy a już tabuny dziewczyn, które wcale nie są uczennicami blacharza, choć podobnie się je nazywa, ściągają "majtki przez głowę". A "konkurenci" zaczynają maleć w oczach na swoich sześćsetkach i to w dodatku "golasach". Oczywiście to wszystko w mniemaniu tych, którzy kupują takie motocykle jako substytut bolesnego zabiegu chirurgicznego lub psychoterapii.

Ale mnie motocykl służy głównie do odpoczynku psychicznego. Tak. Może to zabrzmi nielogicznie, ale dzięki temu, że jeżdżąc na motocyklu trzeba być mocno skoncentrowanym (jeśli chce się żyć) na tym co się dzieje, nie ma tu miejsca na brak skupienia. Nie da się - jak w samochodzie - grzebiąc w radiu, myśleć o tym co jutro trzeba zrobić, ile kredytu mamy jeszcze do spłacenia, kiedy kończy się ubezpieczenie i trzymając przy uchu komórkę zajadać fastfoodową bułę i gapić się jednocześnie na tą blondynkę z obfitym biustem w kabriolecie na pasie obok. Na motocyklu tak się nie da. Nie ma na to czasu. Nie da się myśleć o niczym innym niż tylko jazda. To wyższy poziom koncentracji, bo ilu z was pokonując samochodem wiraż jako jeden z czynników decydujących o doborze prędkości bierze pod uwagę temperaturę otoczenia, ilu podczas manewru wyprzedzania myśli o tym kiedy ostatnio padało i czy pasy podwójnej ciągłej nie są dziś zbyt śliskie (bo śliskie są tak czy inaczej) a koleiny aby nie za głębokie, ilu chcąc zwolnić sprawdza najpierw wzrokiem stan nawierzchni, szuka dziur, żwiru, piasku, wody a następnie decyduje czy użyć tylko hamowania silnikiem, hamulca tylnego, przedniego a może obu na raz. Dzięki temu, że wszystko dzieje się tak szybko trzeba być tak mocno skoncentrowanym na jeździe, że wszystko inne, wszystkie natrętne myśli zostają wyłączone. Jestem ja, motocykl i droga. I mimo, że skupianie się przecież też męczy to jednak wytchnienie od niechcianych myśli pozwala głowie odpocząć. Dzięki temu zsiadam z motocykla zmęczony fizycznie, ale umysłowo wypoczęty i w dobrym humorze. Nawet jeśli wcale nie jest dobrze i nie mam powodów do dobrego nastroju. Ot taka psycholewatywa. Zaraz po niej i tak głowa powoli zaczyna zapychać się tym samym syfem co wcześniej, ale przez jakiś czas głowa jest czysta a problemy nie istnieją. I w przez ten czas człowiek psychicznie odpoczywa. Naprawdę - kto tego nigdy nie doświadczył temu szczerze polecam. Niekoniecznie musi to być motocykl. Może niektórzy doświadczają czegoś takiego przy klejeniu modeli samolotów albo dzierganiu sweterków na drutach. Dla każdego co innego. Ja wolę motocykl.

I po co ja wam to wszystko piszę... Szczególnie, że wielu z was doskonale wie jak to działa... Ano dlatego, że ostatnio się przestraszyłem. Przestraszyłem się nie na żarty bo złapałem się na tym, że to przestało działać. Włos mi się lekko zjeżył na karku, bo zorientowałem się nagle, że siedzę na moim motocyklu, droga przewija mi się pod kołami, a w głowie zamiast kierunku, orientacji w prędkościach i położeniu poszczególnych samochodów, kontrolowaniu mojej prędkości, stanu nawierzchni, sytuacji na poboczach i wielu innych czynników, które należy uwzględniać podczas jazdy jednośladem mam wszystkie te myśli, których myśleć nie chcę i dla niemyślenia o których wsiadłem na motocykl. Pomyślałem, że może "uodporniłem się na działanie leku". Jak to bywa ze środkami przeciwbólowymi. Zbyt częste ich stosowanie powoduje, że przestają skutkować. Już zacząłem się zastanawiać co będzie mogło zastąpić motocykl. Skoki ze spadochronem, paralotnia, base-jumping, rosyjska ruletka... Wszystkie te perspektywy wydały mi się mało pociągające i spowodowały gwałtowną reakcję mojego instynktu samozachowawczego (tu pewnie Ci z was, którzy nigdy nie jeździli motocyklem zapytali: jakiego instynktu?).  I to pewnie ten instynkt kazał mi trzeźwiej spojrzeć na tą sytuację. Okazało się, że z uwagi na dość duży ruch z obu kierunków i pewnie już lekkie zmęczenie popadłem w jakieś otępienie i poruszam się wąską wiejską drogą, tempem samochodów, które jadą przede mną. Przekręciłem więc moje ulubione pokrętło po prawej stronie kierownicy. Cyferki na prędkościomierzu szybko się przewinęły do wartości o kilkadziesiąt km/h większej. Moja prędkość "podróżna" była teraz mało przystająca do przepisów polskiego kodeksu drogowego. Bardziej do niemieckiego... Tylko, że to nie była niemiecka autostrada. Ale... poczułem ulgę. Znów w mojej głowie zagościły wszystkie te dane, które zmysły muszą zbierać a mózg przetwarzać, żeby ciało pozostało w jednym kawałku, a pojazd był nadal bezwypadkowy. I wtedy pomyślałem sobie: Ufff! To nadal działa (i jest lepsze niż farmaceutyki)! ;)

 

P.S.

Bywają takie dni kiedy te myśli są silniejsze i nawet 250km/h na obwodnicy ich nie wyłącza.

Wtedy lepiej nie wsiadać na motocykl...

 

Komentarze : 0
<ten wpis nie był jeszcze komentowany>
  • Dodaj komentarz