Najnowsze komentarze
zjadacz bułek do: Rozczarowanie...
Zgadzam się z Tobą. Typowy cross...
A dlaczego miałem odnosić się bez ...
zjadacz bułek do: Rozczarowanie...
Drogi Ruff Rider, miło mi, że odni...
Drogi "Zjadaczu Bułek" :) Refleksj...
zjadacz bułek do: Rozczarowanie...
Taka refleksja poboczna. Często be...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

25.10.2012 00:52

Głupi pomysł...

Archiwum: 3 maja 2011.

Otwieram powoli prawe oko. Biorę komórkę. 11:44 i nieprzeczytany esemes. Od kumpla. Z 10:18. "Lata ktoś dziś? Ja mam wolne." Heh. Ja też mam wolne, za oknem widzę piękne słońce ale... jak mawiała pewna mucha: zawsze k...wa coś. W moim przypadku tym czymś był motocykl wyglądający po sobotnim przelocie w deszczu jakby ktoś na niego wysypał worek piachu a na domiar złego z łańcuchem świecącym się jak psu pewna część ciała na wiosnę. A wiadomo, że najpierw trzeba umyć a potem nasmarować. A po nasmarowaniu odczekać, żeby wszystko nie wylądowało od razu na feldze zamiast na łańcuchu. Zejdzie mi z tym dobre dwie godziny. A ja przecież dopiero jedno oko mam otwarte. Więc nawet nie zawracam kumplowi d... gitary. Zresztą... chyba nie mam dziś ochoty na towarzystwo.

 

Zwlekam więc zadek z wyrka. Po drodze do łazienki otwieram drugie oko. Ogarniam się i w trakcie rzucam okiem na termometr. Cholera! Chyba się zepsuł, bo słońce pięknie świeci a ten mi tu pokazuje 10 stopni. Eeee, może zacieniony był i z nocy się jeszcze nie nagrzał... Dżinsy na tyłek, ale przezornie podpinka, pas nerkowy i śliniak i jadę na stację z myjnia bezdotykową. O kur... ależ zimno! Jazda na moto to dziś głupi pomysł.

 

Myję niunię jak zwykle za 10 zeta i podczas kiedy schnie wciągam kawę z nuggetsami. Potem wracam do domu i smaruję łańcuch. Ale pomysł na jakiś przelot nie daje mi spokoju, bo jutro ma cały dzień lać, więc trzeba wykorzystać dzisiejsza pogodę. Tylko gdzie tu pojechać. Przecież "wszędzie już byłem". Perspektywa powtórzenia któregoś z najczęściej obieranych kierunków wypraw jakoś mnie nie zachęca. Ale moment... W sobotę ten kawałek trasy na Sandomierz był całkiem sympatyczny... Może by tak...  Rzut oka na mapy googla w smartfonie. Wyznacz trasę. 163 km / 2 godziny 34 minuty.Trochę daleko. Głupi pomysł.

 

Koło 14:30 idę sprawdzić czy smar na łańcuchu już przysechł. Organoleptycznie stwierdzam, że "już można". Wskakuję więc w motociuchy, na motocykl i jedziemy. Wyjeżdżając z domu natykam się na kumpla, który idzie po swój motocykl do garażu. Przechodzi mi przez myśl czy nie zaproponować mu wspólnego wyjazdu. Ale tylko trąbię na pozdrowienie i jadę dalej. Zdecydowanie nie mam dziś ochoty na towarzystwo. Na wylocie z Krakowa tankuję na orlenie. Cholera, miałem nadzieję, że się ociepli, mogłem się cieplej ubrać, zimno jak fix. Głupi pomysł.

 

Droga mija dość przyjemnie choć ruch jest spory. Tempo mam takie w sam raz dla mnie. Nie za wolno, żebym się nie nudził i żebym nie jechał tak długo jak "przepowiadał gugiel", ale też bez ekstremalnych prędkości. Tylko ciągle zimno jak cholera. W pewnym momencie zauważam ciemne ciężkie chmury na kierunku w którym zmierzam. No tak. Przecież umyłem właśnie motocykl. Znów dziś będzie "na mokro". Cholera jasna. Przy tym zimnie jeszcze deszcz. Głupi pomysł.

 

Przez głowę przechodzi mi myśl, że nie chce mi się znowu myć motocykla, więc może by tak zawrócić zanim mnie dorwie deszcz. Zatrzymuje się więc po środku niczego, żeby się zastanowić nad sytuacją. Zauważam, że niestety nad kierunkiem z którego przyjechałem też wiszą ciemne chmury w dodatku wyglądające jakby z nich padało. Może spróbować objechać jakoś te deszcze. Na lewo jest równie ciemno jak za mną i przede mną. Na prawo trochę jaśniej, ale niewiele. No to teraz już na bank mi doleje. W końcu to był głupi pomysł.

 

Ale od czego są smartfony z internetem. Szybki klik na prognozę pogody dla Sandomierza. Moja pogodowa internetowa wyrocznia twierdzi, że padać w Sandomierzu nie będzie. Postanawiam zatem jechać dalej. No to na "koń". Cały czas wpatrując się w te ciemne chmury przewijam asfalt pod kołami i tak suchą nogą dojeżdżam do Sandomierza. Faktycznie. Nie pada. Zajeżdżam więc na stare miasto w poszukiwaniu lokalu gdzie dostanę ciepłą kawę i jakieś ciastko. Parkuję obok trzech motocykli. Wszystkie trzy na krakowskich blachach. "Nasi tu byli". Obchodzę rynek dookoła. Potem chwilę spaceruję uliczkami wokół rynku. No nie ma takiej możliwości żeby mi dziś nie dolało. Nad Sandomierz ciągną ciężkie ciemne chmury. Trafiam na jakąś kawiarnię. Siadam w ogródku ale blisko wejścia, żeby mnie szybko zauważono i obsłużono, bo chciałbym chociaż suchy wyruszyć. Niestety okazuje się, że mimo iż siedzę sobie tuż przed wejściem to chyba jestem niewidzialny. Jakość pracy personelu tej kawiarni i jak się okazuje tez restauracji trudno nazwać "uwijaniem się jak w ukropie"... Bardziej przypomina to "poruszanie się jak muchy w smole". Aż żałuję, że nie zapamiętałem nazwy tego przybytku. Byłoby ku przestrodze. Gdy już zniecierpliwiony miałem ochotę wstać i zmienić miejsce nagle "odkrywa" moja obecność kelnerka i pyta czy życzę sobie Menu. Chciałem powiedzieć, że teraz to już życzę jej tylko wszystkiego najlepszego, ale te ciemne chmurzyska... Poproszę tą kartę. Macchiato i szarlotka na ciepło. Dostaję zamówienie szybko, ale wszystko podane tak, że nie powstydziłby się sposobu podania żaden szanujący się komunistyczny lokal. Smakuje równie przeciętnie. Nieważne. Chmury ważne. Zjadam więc szybko szarlotkę, popijam kawą, płacę i do motocykla. Wybór lokalu to był jednak głupi pomysł.

 

Czekając na zauważenie mnie przez obsługę zdążyłem obmyślić drogę powrotną. No bo po co wracać tą samą. Szczególnie, że tam są te ciemne chmury i pewnie padało. Powrót zatem przez Tarnobrzeg, Mielec, Tarnów. Mój motocykl zastaję osamotniony. Koledzy krakusi już się zwinęli. Chowam okulary słoneczne pod siedzenie bo przecież chmury. No to jazda. Znowu obserwowanie nieba i nawijanie asfaltu. Wygląda jakbym podążał w kierunku w którym się przejaśnia. Czyżby miało mi "ujść na sucho"... Może i na sucho ale zimno jest ciągle niemiłosiernie. Niestety kawa i szarlotka mnie nie "rozgrzały". W Mielcu zaświeca mi się "żebrak", zjeżdżam na pierwszy napotkany orlen. Zaczynam tankować. Co?! E95 5,27 za litr!!! Na wylocie z Krakowa płaciłem 5,15. Głupi pomysł.

 

Na stacji zagaduje mnie Pan z obsługi. Ale ma fajny akcent.

- Z dalijeka?

- Z Krakowa.

- I do Krakłowa?

- Tak.

- Łeeee nło to z wjatrem (sic! nie wiem co to miało znaczyć)

- No ale kawałek jeszcze jest.

- No tylkło uważać trza, bo mogo dziś stać.

- Na razie ich jeszcze dziś nie widziałem. Do widzenia.

- Dło widzienia.

Jadę. Ale aua! Jadę na zachód przecież, chmury jakoś zniknęły i słońce daje mi prosto w oczy. A ja mam okulary słoneczne... pod siedzeniem. Schowanie ich to był głupi pomysł.

 

W końcu po opuszczeniu Mielca mam dość. Nic nie widzę. Stop. Zakładam okulary. No. Teraz jazda. Nawijam ten asfalt, chmurami się już nie przejmuję, za to zimno jest coraz bardziej przejmujące. I wilgoć w powietrzu też jest. Skąd wiem? A bo cały czas walczę z szybką w kasku. To minimalnie ją rozszczelniam celem odparowani okularów, to znów zamykam bo mi zimnem wieje po zatokach. Te okulary to był głupi pomysł.

 

W pewnym momencie znowu pojawiają się chmury. Wprawdzie już nie wróżą deszczu, ale zasłaniają słońce. Okulary parują mi coraz bardziej w dodatku od zimna wzrosło mi ciśnienie na pęcherzu. W końcu mam dość. I parujących okularów i naciskającego pęcherza. Zatrzymuję się w bocznej dróżce. Zauważam, że droga w która skręciłem wiedzie prosto jak okiem sięgnąć. Słońce przebija się przez chmury i liście drzew. Całość, razem z moim motocyklem zaparkowanym na skraju szosy stanowi dość ładny widok. Nie może się zatem obejść bez pstryknięcia zdjęcia i wrzucenia go na "fejsa". A jak! Trzeba iść z duchem czasu! Szybka wizyta za drzewkiem, chowam okulary i w drogę. Założenie ich to był jednak głupi pomysł.

 

Dalej droga przebiega już bez utrudnień, chociaż niestety jest dziurawa aż do Tarnowa. Może wybór tej trasy to był głupi pomysł. Od Tarnowa już wiadomo. Szeroko, ale ruchliwie i znów pod słońce, tym razem już zachodzące. Schowanie okularów to chyba był głupi pomysł, ale słońce zaraz zajdzie, więc już ich wyciągał nie będę. Ruch duży ale kierowcy robią miejsce więc trasa idzie szybko. I tylko to zimno... Marzę już tylko o jednym - o wannie pełnej gorącej wody. Ten wyjazd to był głupi pomysł.

 

W końcu docieram do domu. Pakuję się do wanny. Przejechałem dziś prawie 370 km. Tylko po to, żeby przemarznąć na kość, spalić dwa baki paliwa i zjeść niespecjalną szarlotkę popijając ją bardzo średnią kawą. I tak spędziłem popołudnie. No przecież mówiłem, że to był głupi pomysł. Zresztą czytanie tego to też głupi pomysł, ale myślę, że znajdzie się co najmniej kilka osób, które też miewają podobnie głupie pomysły i wpadnie im do głowy głupi pomysł kliknięcia "lubię to" pod tym tekstem.

Komentarze : 0
<ten wpis nie był jeszcze komentowany>
  • Dodaj komentarz