Najnowsze komentarze
zjadacz bułek do: Rozczarowanie...
Zgadzam się z Tobą. Typowy cross...
A dlaczego miałem odnosić się bez ...
zjadacz bułek do: Rozczarowanie...
Drogi Ruff Rider, miło mi, że odni...
Drogi "Zjadaczu Bułek" :) Refleksj...
zjadacz bułek do: Rozczarowanie...
Taka refleksja poboczna. Często be...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

25.10.2012 00:51

Środkowy palec dla księgowych...

Archiwum: 18 lutego 2011.

Do napisania poniższego tekstu skłoniła mnie niedawna rozmowa, a właściwie czat pomiędzy mną, a Szajbą. Postać to znana w motoświatku, więc przedstawiać nie muszę. Rozmowa była krótka, ale zaczepiliśmy w niej o markę, która jest w Polsce dość egzotyczna, a która dla mnie zawsze była ciekawostką i wywoływała we mnie bardzo pozytywne emocje. Chodzi mianowicie o markę Buell.

 

Z uwagi na moje uwielbienie dla dwucylindrowych silników w układzie V (chętniej w motocyklach sportowych, sportowo-turystycznych i nakedach, niż w cruiserach lub chopperach, ale zawsze to lepiej mieć miedzy nogami V-kę niż rzędówkę) zawsze ciekawiła mnie ta marka. Ale to nie tylko silniki mnie w "Bułkach" interesowały. A nawet właśnie nie silniki, bo te jako wytwory zupełnie niesportowej firmy H-D słabo pasowały do całej reszty konstrukcji Erica Buella. Nie silniki, ale te wszystkie genialne w swej prostocie patenty, którymi ich konstruktor naszpikował swoje maszyny. To one czyniły z nich konstrukcje jakże odmienne od całej reszty motocykli produkowanych na świecie. Zbiornik paliwa w ramie, zbiornik oleju w wahaczu, tłumik pod silnikiem (teraz występujący także w motocyklach innych marek, ale w Buellach już od dawna) to rozwiązania niestandardowe i intrygujące. Czy wiecie na przykład, że te gumowe elementy na których osadzona jest tylna zębatka w Waszym japońskim motocyklu, w takim np. Buellu 1125R nie znajdują się w ogóle w piaście? Zostały one przeniesione do zębatki zdawczej. Czyż to nie genialne?! A wszystko to służy centralizacji masy. Przednia tarcza hamulcowa przymocowana jest do obręczy zamiast do piasty. To z kolej ma na celu zmniejszenie masy nieresorowanej. Podobnie jak zastosowanie pasa napędowego zamiast łańcucha. Takich "smaczków" jest więcej, ale nie czuję się kompetentny zagłębiać się w szczegóły.

 

Te rozwiązania techniczne składały się na niepowtarzalność i wyjątkowość tych maszyn. Czuć w nich było pasję ich konstruktora. Dodawały im charakteru, którego (w mojej opinii - bo pewnie wszyscy posiadacze rzędowych wytworów skośnookich ludzi się ze mną nie zgodzą) próżno szukać w innych motocyklach. A rozpoczęcie montażu silników Rotaxa do "Bułek" było ukoronowaniem ich koncepcji - wisienką na torcie. W końcu Buelle stały się spójną koncepcyjnie konstrukcją, bo nikogo chyba nie trzeba przekonywać, że silniki Harleya nijak się miały do sportowego czy też streetfighterowego charakteru maszyn Ericka Buella.

 

I właśnie wtedy, kiedy wyglądało na to, że Buell trafił nareszcie na właściwą drogę, kiedy wszystkie elementy układanki do siebie zaczęły pasować, kiedy pojawiła się kolejna wersja motocykla Buella z "właściwym" silnikiem, firma Harley-Davidson z uwagi na kryzys postanowiła o zakończeniu istnienia marki Buell. Jak zwykle księgowi wygrali z wizjonerami. Matematyka z kreatywnością. I z tego powodu mam żal do firmy H-D, choć niektóre ich produkty do mnie przemawiają (np. V-roda Muscle'a bym nie odmówił, bo jeździło mi się na tym przyjemnie, lubię power-cruisery, a odkrycie, że sam wyłącza za mnie "zapomniane" migacze do dziś wywołuje u mnie uśmiech na twarzy). Ale wybaczyć zaprzestania produkcji Buelli Harleyowi nie mogę. A już totalnie rozjuszył mnie widok kilkudziesięciu nowiutkich "Bułek" wyrzuconych (dosłownie!) do śmietnika!

 

Ale właśnie niedawno przeczytałem, że jest nadzieja. Światełko w tunelu. Najświeższe doniesienia prasowe powodują, że jestem na H-D trochę mnie zły. Bardzo prawdopodobne, że zobaczymy jeszcze te fascynujące konstrukcje na drogach, a nie tylko torach wyścigowych. Na szczęście Eric Buell okazał się człowiekiem, któremu żaden księgowy nie wybije z głowy jego pasji czyli budowania motocykli. Genialnych motocykli, motocykli z "jajami". Przyczaił się na chwilę, tworząc maszyny tylko do sportu, ale teraz wraca pokazując w ten sposób środkowy palec księgowym (a przynajmniej tak to wygląda). Firma nazywa się EBR (Eric Buell Racing - a jakże!) i niebawem ma pokazać swój pierwszy homologowany na drogi motocykl! W tym momencie chce mi się aż zakrzyknąć po amerykańsku: Fuck yeah! Right on!

Komentarze : 0
<ten wpis nie był jeszcze komentowany>
  • Dodaj komentarz